ATMOSFERA
Myliłby się ten kto myśli, że spotka w brzeszczańskim stowarzyszeniu Amazonek suchą, sztywną czy ugrzecznioną atmosferę. Nasze spotkania czasem zroszone są łzami, ale zazwyczaj za drzwi naszej siedziby dochodzi... śmiech. Każda Amazonka przedstawia się i mówi ile lat dzieli ją od momentu operacji - honorowym członkiem Klubu była Julia, osiemdziesięcioletnia Amazonka z 28-letnim stażem pooperacyjnym. Każda weteranka słyszy aplauz i widzi odbicie swoich własnych zwycięstw w walce z rakiem w twarzy współtowarzyszek. Każda kobieta, która tego potrzebuje, może zobaczyć, jak szybko odrastają włosy po zastosowanej chemioterapii lub jak wygląda pooperacyjna blizna lub na nowo odtworzona pierś. Wszystkie jesteśmy takie same, nie mamy się czego wstydzić i naprawdę się nie wstydzimy. Wśród nas są babcie kochające swoje wnuki, mamy pomagające swym dzieciom, żony zatroskane o swych mężów – łączy nas przebyta choroba, która wyzwoliła w nas nowe oblicza: poetki, osoby potrafiącej wypowiedzieć się na forum publicznym, modelki, łuczniczki…
Pewnego przyjaciela poznaje się w sytuacji niepewnej - oto dewiza Ali Matusiak, założycielki Klubu Amazonek w Brzeszczach, które później przekształciło się w stowarzyszenie.
Charakter stowarzyszenia nie wyklucza przyjmowania do niego nowych
członkiń. Każda kobieta, która chciałaby uzyskać więcej informacji może
zadzwonić pod numer 608 869 276 – do Brzeszczańskiego Stowarzyszenia
Amazonek.
Serdecznie zapraszamy wszystkie niezrzeszone i zagubione Amazonki na spotkania.
Mikołajki 2010
Różowa sobota 2010
Kiedyś kobiety ucinały sobie pierś po to, żeby celniej trafiać z łuku, aby zwyciężać.
Dzisiaj
odejmuje się kobietom pierś, pomimo że wcale tego nie pragną i czują
się z tym nieszczęśliwe i zagubione. Ale to nie znaczy, że są mniej
dzielne i silne, nie znaczy też wcale, że mniej są kobiece.
Oto historie trzech Amazonek, które opisują swoją walkę z rakiem piersi.
JuliaJulia
pochodzi z Głębowic i zachorowała w 1980 roku. Poczuła w piersiach ból i
po wizycie u lekarza, który stwierdził że nic jej nie dolega, wróciła
do domu z maścią, którą dostała na wszelki wypadek. Gdy wcierała ją w
ciało, wyczuła coś twardego w elastycznej piersi. Zaniepokojona
powtórnie udała się do lekarza, który tym razem skierował ją do
Andrychowa, gdzie powiedziano jej, że ze względu na brak odpowiedniej
aparatury medycznej powinna pojechać na badania do Bielska-Białej. Nie
poinformowano jej, że choruje na raka piersi i nawet po wykonaniu badań,
kiedy wiadomo było, że to nowotwór złośliwy, ona o tym nie wiedziała.
Lekarz powiedział jej tylko, że konieczna jest operacja i na jej trwożne
pytania, czy będzie jeszcze żyła odpowiedział, że wystarczająco wczesny
zabieg przeprowadzany jest w celu ratowania życia. Ale ryzyko
zagrożenia życia jest szczególnie duże u starszych pacjentek, gdy słabe
jest serce, wtedy nie można bez ryzyka uśpić pacjentki.
- Miałam wtedy 57 lat - mówi Julia.
Operacja
się udała. Podczas zabiegów wypadły jej włosy, co jest trudnym momentem
dla każdej kobiety, ale odrosły i teraz jest naturalną blondynką,
pomimo swoich
80 lat i czternaściorga prawnuków.W grudniu
2002 roku Julia odwiedziła Brzeszczański Klub Amazonek. Tradycyjnie,
kobiety w nim zrzeszone, przedstawiają się imieniem i liczbą lat, które
upłynęły od amputacji piersi. Kilkanaście kobiet wstrzymało na chwilę
oddech, kiedy powiedziała swoje imię i dodała:
- Jestem... ile to już lat? To było w 1980 roku, więc sobie policzcie.
Mówiąc
to uśmiechała się. Pozostałym kobietom wrócił oddech. Zaczęły się śmiać
i klaskać, ustanowiły ją Honorowym Członkiem Klubu.Julii już z nami nie
ma, ale jej długie przeżycie po operacji wzbudza w nas nadzieję.
KrystynaKrystyna w 1998
roku oglądała razem z mężem reportaż w TV o kobietach samotnych, które
jakoby były bardziej narażone na nowotwór. Jeszcze nie przebrzmiały
żarty typu: "no, kochanie, tobie to nie grozi", kiedy pod wpływem apelu
zawartego w materiale filmowym zaczęła badać swoje piersi. Fragment
twardszej powierzchni skóry był dla niej szokiem. Niezwłocznie udała się
do przychodni w Brzeszczach, gdzie dostała skierowanie na mammografię
piersi, datę którego z braku wolnych terminów wyznaczono na trzy
miesiące później. To w prywatnej poradni w Pszczynie nowotwór okazał się
być tak rozwinięty, że aby móc przeprowadzić operację, trzeba było
najpierw zastosować chemioterapię. Podczas pierwszego zabiegu wycięto
tylko guz, który został zidentyfikowany jako... niezłośliwy.
- Sielanka trwała pół roku, kiedy wykryłam u siebie trzy nowe guzki. Tym razem zostałam prawdziwą Amazonką - dodaje Krystyna.
BeataOperacja i
chemioterapia nie są końcem życia. Wszystkie Amazonki są tego
potwierdzeniem, choć najdobitniej udowodniła to 34-letnia Beata, która w
grudniu 2002 dała nowe życie - urodziła dziecko, choć dwa lata
wcześniej przeszła operację.
- Onkolodzy mówili, że pierwsze co
obumiera to jajniki, że już nie będę mieć dzieci. Ordynator szpitala,
gdzie była operacja powiedział, że najlepiej by było wszystko wyciąć, bo
tam też może zaatakować rak. I tu się pomylili! - mówi Beata (dwa lata
po operacji) dzierżąc w ręku butelkę z mlekiem dla dwumiesięcznej
córeczki.
Spotkałam ją na zebraniu Brzeszczańskiego Klubu Amazonek,
które odbywało się w piwnicy Ośrodka Zdrowia na Piłsudskiego. Wychodziła
wcześniej, żeby nakarmić dziecko. Zaprosiła mnie do swojego 19m2
mieszkania, gdzie stara się być matką jeszcze dwójki dzieci i żoną
swojego męża.